Jak by na to nie patrzeć temat pokazany trochę tendencyjnie. Dla Kevina Lomaxa nie ma dobrych rozwiązań i od początku nie było. Podobnie zresztą jak dla widza. Pewnie wielu zastanawiało się w trakcie oglądania jak by postąpiło na miejscu bohatera. No i tu zaczyna się
problem. Haczyk został połknięty. Cała fabuła oparta jest na pułapkach logicznych aby postawić widza przed dylematem a na końcu obnażyć jego własną próżność. Logika ostatecznie okazuje się być najgorszym wrogiem nas samych. Widz ma przyłapać sam siebie i jeśli jest
średnio sprawny intelektualnie to musi mu się to udać. Temu ma właśnie służyć cała ta końcowa, do bólu łopatologiczna tyrada. Żarcik na koniec to już tylko dopełnienie w stylu horrorów z lat osiemdziesiątych. Mamy cię!
W warstwie wizualnej film jest aż nazbyt dosłowny. Brakuje mu tajemnicy i niedomówień. Wszystko jest groteskowe i przerysowane. Autor filmu chciał chyba odtworzyć klimat Dziecka Rosemary, ale dosłowność spowodowała wylanie dziecka i Rosemary razem z kąpielą.
Całości dopełnia tandetna scenografia pseudo nowoczesnych wnętrz biurowych i eklektycznych gargamelowatych mieszkań.
Rozumiem że jednak film może się podobać. Bo po to przecież został nakręcony.